29-02-2008
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Opieka nad osoba nieuleczalnie chorą jest jednym z najcięższych doświadczeń, z jakimi stykamy się w dorosłym życiu – tym cięższym, że zazwyczaj owym chorym jest osoba nam najbliższa: ojciec, matka, dziadkowie, czasem współmałżonek. Trwająca nawet kilka czy kilkanaście lat choroba wycieńcza nie tylko samego chorego, ale i jego opiekunów: skutkuje chorobami kręgosłupa, problemami z narażonymi na zbyt duże obciążenia stawami, czasem także dolegliwościami psychicznymi – aż do wystąpienia głębokiej depresji włącznie.
Czasem opiekun próbuje „uciec” od odpowiedzialności i wyszukuje u siebie dolegliwości uniemożliwiające (w jego ocenie) opiekę nad chorym, nierzadko dochodzi także do konfliktów z innymi członkami rodziny, przerzucania się odpowiedzialnością i obowiązkami wobec chorego. Nieuleczalna, długa choroba jest prawdziwą szkołą przetrwania, z której nie wszystkie rodziny wychodzą zwycięsko. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że często po śmierci osoby chorej – nawet najbliższej – oprócz ogromnego żalu odczuwamy także równie dużą ulgę?
„Kliniczny” obraz żałoby po stracie bliskiej osoby wygląda tak: najpierw pojawia się szok i zaprzeczenie. Nie wierzymy w to, co się stało, trudno nam logicznie myśleć. Taki stan trwa zwykle od kilku do kilkunastu dni. Kolejnym uczuciem, jakie się pojawia, jest złość: na lekarzy, którzy nie umieli pomóc, na Boga, czasem na samego zmarłego („jak on mógł mnie tu zostawić”). Złości może także towarzyszyć uczucie niedopełnienia czegoś ważnego („tylu rzeczy nie zdążyłam ci powiedzieć”) i wyrzuty sumienia.
Później przychodzi czas na dostosowanie się nowych realiów życia, powrotu do pracy, pasji, przyjaciół. To właśnie w tym momencie (zazwyczaj kilkanaście tygodni po śmierci bliskiej osoby) niektórzy z nas zaczynają odczuwać ulgę: bo wreszcie mamy więcej czasu dla siebie (chociażby na spokojne przeżycie żałoby, na wspomnienia), bo przestaje boleć nadwerężony kręgosłup, bo nie trzeba biegać od apteki do lekarza i odwrotnie, bo wreszcie można spokojnie przespać noc… Jednocześnie zadręczamy się myślą, że tak nie powinno być, że przecież opieka nad chorymi rodzicami nie powinna być dla nas przykrym obowiązkiem, a powinnością, zwrotem swoistego długu, jaki zaciągnęliśmy wobec nich w dzieciństwie, kiedy to oni czuwali przy naszych łóżeczkach - nieraz przecież przez całe noce.