24-05-2006
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Taki stan ducha jest bardzo groźny, może doprowadzić do depresji, a nawet samobójstwa. Trwa różnie długo i przebiega w odmienny, bardziej lub mniej nasilony sposób. Zależy nie tylko od osobowości danego człowieka i nasilenia dyskomfortu fizycznego, ale przede wszystkim od relacji z Bogiem i rodziną. Gdy relacje te są zaburzone, staruszek może przejawiać postawę samowystarczalności, której towarzyszą nieumiejętność proszenia o pomoc i przyjmowania pomocy oraz brak zaufania do ludzi. Zadawnione urazy lub poczucie winy pogarszają jeszcze ten stan. Powodują także zniechęcenie u osób spieszących mu z pomocą. Są też staruszkowie zaborczy i samolubni, zainteresowani tylko własną osobą. Wykorzystujący rodzinę, otoczenie, służby medyczne i społeczne do granic możliwości. Inni z kolei nie chcą swoimi kłopotami obarczać rodziny, która „ma swoje życie”. Ukrywają więc przed nią swoje problemy i potrzeby (nieradzenie sobie z prowadzeniem gospodarstwa domowego, samotnością). Dzieci często w zabieganiu dają się zwieść tym pozorom, nawet wtedy, gdy często odwiedzają rodziców, dostarczając im jedzenie i czystą odzież. Są też tacy, na szczęście, których relacje z bliskimi są normalne, oparte na miłości, szacunku i wieloletniej przyjaźni. Zastanów się, na jakim etapie życia jest twój staruszek i jaką postawę prezentuje.
Czasy, w których żyjemy, niestety nie sprzyjają budowaniu wielopokoleniowej relacji w rodzinie. Dziadkowie na ogół mieszkają osobno. Dobrze, jeżeli mogą od czasu do czasu służyć swoją pomocą i doświadczeniem dzieciom i wnukom. Być z nimi. Pozwala to na zbliżenie się pokoleń, wytworzenie pozytywnych wzorców zachowań (szacunek, tolerancja), poznanie swoich reakcji w różnych sytuacjach. Pielęgnujmy te relacje, niech codzienna gonitwa nie będzie w tym przeszkodą, a my bądźmy dobrym przykładem dla naszych dzieci, bo co zasiejemy w nich, to i żąć będziemy. Dobre wzajemne stosunki są niezbędne, by w chwili zaistnienia konieczności stałej opieki nad którymkolwiek członkiem rodziny pomoc była udzielana i przyjmowana w sposób naturalny, z miłością i wyrozumiałością.
Rola opiekuna nie jest łatwa. Nie tylko z przyczyn organizacyjnych czy z powodu pojawienia się dodatkowych obowiązków, ale także ze względu na obciążenie psychiczne, jakie spada na osobę opiekującą się przewlekle chorym człowiekiem. Obcowanie z cierpieniem, postępującym kalectwem, zmianami charakterologicznymi (zdziecinnienie, agresja, zaborczość) nie pozostaje bez wpływu na nas samych. Musimy mieć więc silne oparcie w Bogu i ludziach, by przez to wszystko przejść. Irytacja, znużenie, zniechęcenie, przygnębienie są normalną reakcją w takiej sytuacji. Nie pielęgnujmy ich jednak w sobie. Pamiętajmy o swoich duchowych i emocjonalnych potrzebach, a także o potrzebach pozostałych członków rodziny. Nie walczmy z czymś, czego zmienić nie możemy. Przyjmujmy z pokorą kolejne stadia starzenia się ciała i umysłu naszych najbliższych, cieszmy się ostatnimi chwilami wspólnego życia, wspominajmy dobre czasy. Nie unikajmy rozmów na temat śmierci. Oswójmy się z jej bliskością. Podejmujmy temat rozstania, tęsknoty, która nadejdzie. Nie wstydźmy się łez. Rozmawiajmy o Bogu, Jego planie, wspólnie się módlmy i czytajmy Słowo Boże, a pokój, który przewyższa wszelki rozum, będzie naszym udziałem.